środa, 2 stycznia 2013

Wygrałam!

No, może nie dosłownie ;) Ale zajęłam III miejsce w konkursie "Mój koniec V serii" na stronie "Fanklub Cichociemni"!
Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu, bo kompletnie się nie spodziewałam, a tu proszę, wchodze dzisiaj w szkole na tą stronę i cud!
Jeśli chcecie poczytać moją i inne prace (moja ma nr 1) oto link: http://fanklubcichociemni.pl/index.php/aktualnoci1/536-moj-koniec-v-serii-glosowanie

Pozdrawiam! Jutro "Opowiadanie 4".

wtorek, 1 stycznia 2013

Opowiadanie 3


Chłodnym, lecz zarówno lekko przestraszonym wzrokiem, młoda, wdzięczna blondynka rozglądała się dookoła.
                    Getto od „reszty świata” odgradzał gruby, ceglany mur. Zawsze, o każdej porze dobrze pilnowany przez co najmniej dwóch szwabskich żołnierzy.
  Gdy kobieta postąpiła krok w ich stronę sięgnęli po karabiny.
 - Czego!? – Warknął jeden. – Przepustka!
 - Jestem Anna Dubońska. To chyba wystarczający powód aby mnie wpuścić.  – Powiedziała dziewczyna.
 - Przepustka! – Zawołał jeszcze raz Niemiec. – Bo my nie będziemy już dłużej dyskutować.
                    Dziewczyna z rezygnacją sięgnęła do torebki i wyjęła świstek papieru, na którym było osobiste zezwolenie płk Harfnera na jej wpuszczenie.
 - To wszystko? – Zapytała chłodno podając przepustkę.
 - Wchodzić! – Warknął żołnierz, a Anna wkroczyła za szlaban.
                     Po drugiej stronie życie płynęło w całkiem innym tempie. Roztaczał się tam tak różny od reszty Warszawy świat. W getcie toczyła się nieustanna walka o wszystko. Ludzie jednak byli tacy sami. Niektórzy trafili tu przez przypadek, inni byli Izraelitami z dziada pradziada. Różnili się jednak od Polaków białą przepaską na ramieniu, którą zdobiła gwiazda Dawidowa. I właśnie to skazywało ich na pewną śmierć.
                     Anna, otoczona przez żydowskie dzieci, w milczeniu weszła do obskurnego budynku. Gdy już doszła po rozklekotanych schodach na sam szczyt, ukazały jej się liche, brązowe drzwi, z odchodzącą gdzieniegdzie farbą. Zapukała cicho i czekała.
                     W końcu otworzyła jej kobieta, z czarnymi włosami poprzetykanymi siwizną. Na twarzy miała wyraz goryczy, który zmienił się jednak, gdy uświadomiła sobie kto przed nią stoi.
 - Rachelka! Córeczko! – Zawołała.
                      Dziewczyna padła matce w ramiona i ze szlochem zapytała:
 - Jak tata? Co z Sarą?
  Matka puściła nagle Rachelę i powiedziała:
 - Wejdź. Jeszcze cię kto przyuważy.
                      Dziewczyna znalazła się w malutkim, skromnym korytarzyku, który zaprowadził ją do równie niewielkiego pokoju. W rogu izby znajdował się piec i tak prawie nie działający. 


Obok stała wersalka, okryta brudnoszarym spłowiałym kocem.
                      I pod tym lichym przykryciem leżała drobna, dwunastoletnia dziewczynka, o kręconych, ciemnych włosach i szarych, szeroko otwartych, szklanych od łez oczach. Jej drobnym ciałkiem co chwila wstrząsały niepohamowane ataki kaszlu.
 - Sara! – Krzyknęła Rachela i rzuciła się w stronę siostry.
  Mała uśmiechnęła się jedynie i przymknęła powieki.
 - Chodź… - Szepnęła matka i wskazała córce korytarz. – Zostawmy ją w spokoju.
                      Kobiety wyszły z pokoju, na co tylko czekała Rachela. Zapytała od razu:
 - Co jej jest?
 - Zapalenie płuc… - Ciężko powiedziała matka. – Dziecko… pomożesz jej?
 - Spróbuje. Poproszę Harfnera…
                     Nagle targnięta niepohamowaną rozpaczą usiadła na podłodze i rozpłakała się.
 - Mamo! – Załkała. – Ja już nie daję rady! Przeze mnie giną kolejne osoby! Mamo…! – Krzyknęła spazmatycznie.
 - Jeszcze się poprawi córeczko – wyszeptała matka. – Ale nie możesz zostać tu dłużej. Zaraz przyjdzie Zellerkraut. Jeśli cię tu zobaczy…
                     Rachela wstała i otrzepała się. Niczym dziecko przetarła oczy i przytuliła się do matki.
 - Uważajcie na siebie i dbajcie o Sarę. – Powiedziała jeszcze i szybko wyszła.
  I znów była Anną. Szpiegiem. Niemieckim  szpiegiem.     
                     Rzuciła okiem na zegarek. 15.15 – głosił. Za równy kwadrans miała spotkać się z niemieckim pułkownikiem. Kolejny raz. Dziś mieli umówione spotkanie w „Galeriance” na Praskiej. Nie wielu było tam Polaków, więc szanse też były niewielkie, że ktoś ją rozpozna. Zdarzały się pojedyncze jednostki, ale byli to tylko ludzie jej pokroju – zdrajcy.
                     Harfnera jeszcze nie było więc spokojnie udała się do toalety. Właśnie poprawiała szminkę, gdy usłyszała dochodzącą z męskiej ubikacji rozmowę:
 - Majorze, co robimy z tą żydówką?
 - Nam się już nie przyda Herling. Zabijemy ją.
 - A ci w getcie?
 - Do Auschwitz i po sprawie.
                     Anna zadrżała. Serce na moment przestało jej bić. Sara, matka, ojciec… mieli za chwilę zginąć. Ale wcześniej ona sama!
                     W jednej chwili wybiegła z toalety, a za parę sekund drzwi „Galerianki” trzasnęły za nią. Jednak tuż za sobą usłyszała rozeźlony głos niemieckiego pułkownika:
 - Brać ją!
                      Biegła jak mogła najszybciej, ale strzały były równie szybkie. Spódnica furkotała wokół jej nóg, a buty mocno stukały o bruk. Brakowało jej tchu, łzy napływały do oczu, a krew spływała z ramienia, tam gdzie jednak dosięgła ją kula.
                      Nagle, gdy skręciła w boczną uliczkę, poczuła, że ktoś zatyka jej usta i wciąga do mieszkania. Kopała i wiła się, lecz uchwyt obcego był bardzo mocny i nieustępliwy. Słyszała jeszcze głosy Herlinga i Harfnera, ale po chwili ucichły. Wtedy nieznajomy postanowił ją puścić.
 - No już. – Powiedział mężczyzna. – Nie musisz dziękować.
                      Anna spojrzała na niego. Jej wybawca miał ciemne, gładkie włosy, wystające spod czapki, orli nos i przenikliwe, czarne oczy.
 - Tadek jestem. Tadeusz Hyjek. Też zawsze uciekam, nigdy nie gonię. – Tu zaśmiał się cicho. – A ty?
                       Dziewczyna popatrzyła na niego beznamiętnym wzrokiem i powiedziała:
 - Nie wiem kim jestem. Zdrajczynią, Polką, Niemką, Żydówką, nikim… Po prostu nikim…
                       Mrok i chłód pomieszczenia sprawił, że Anna zadrżała lekko. Tadek widząc to okrył ją płaszczem i powiedział:
 - Hej! Na pewno nie jest tak źle! Przecież musisz mieć jakieś imię!
 - Rachela, Anna Dubońska. Mów jak ci wygodnie. Dla mnie to nic nie znaczy.
 - Jesteś z getta. – Stwierdził.
                       Pusty śmiech Anny zabrzmiał na chwilę w czeluściach, a ona sama wpół płacząc histerycznie powiedziała:
 - Idź, idź powiedz im, niech mnie zabiją, niech zabiją tak jak moją rodzinę!
                       Niepohamowane łzy płynęły jej po twarzy. Spojrzała na chłopaka z mieszaniną lęku i bezradności, ale on tylko nazbyt odważnie objął ją i powiedział:
 - Dla mnie będziesz Anią. I nie płacz już. Ty nie masz już nikogo i ja nie mam nikogo. Możesz chwilę u mnie zamieszkać, a jak cię kto zapyta możesz mówić, że jesteś Anna Hyjek. Tylko… można cię łatwo rozpoznać po włosach.
                        Anna roześmiała się cicho i jednym płynnym ruchem ściągnęła blond perukę, a na ramiona spłynęły miękkie, grube loki w odcieniu kakaa.
 - Teraz mnie nikt nie rozpozna.
   Uśmiechnąwszy się frywolnie otworzyła drzwi na wojnę i cały inny świat i zawołała:
 - Chodź! Może pomożesz mi zacząć nowe życie?

************************************************

Od autorki: Oto całe "Opowiadanie 3", trochę dłuższe mam nadzieję, że się spodoba ;). Jak po Sylwestrze? Pozdrawiam!